sobota, 13 kwietnia 2013

2. Dwufuntowy kurczak, Obcokrajowiec oraz Sierżant Pieprz.

"Jed­na połowa ludzi na świecie nie pot­ra­fi zro­zumieć, dlacze­go dru­giej połowie coś 
spra­wia przyjemność. " - Jane Austen


   Charles Abbey nie miał typowych zainteresowań. Owszem, uwielbiał grzebać w samochodach, no i lubił czasami, niby przypadkowo, kupić nowe wydanie "Playboya". Ta ostatnia przyjemność zaczęła się od niewinnego zdjęcia Marylin Monroe na okładce czasopisma z 1953 roku. Cudowne, wspomnienia... ale o czym ja to?
   Och, już pamiętam. Zainteresowania Charlesa wykraczały trochę dalej niż typowego 37 latka. Jako byłe dziecię kwiatów, miał niezwykły sentyment do wyzwolonej muzyki oraz substancji psychoaktywnych. Często lubił siedzieć w jednym z foteli w rodzaju tych, w których człowiek się zapada, z filiżanką dobrej, angielskiej Earl Grey oraz fajką w ustach i wspominać czasy w których wraz z Rebeccą siedzieli przy ognisku i łączyli się z Matką Naturą. 
   Właśnie podczas jednej z takich chwil, pierwszej odkąd z rodziną przeprowadzili się do Point Place, zobaczył swoją córkę, która kierowała się w stronę ogrodu. Był tak bardzo z niej dumny! Dumny, że tak łatwo zniosła przeprowadzkę, z jej urody, intelektu. Choć na jego gust, dziś ubrała się nazbyt amerykańsko. Jej szorty były aż nadto za krótkie. 
   Mężczyzna wstał z fotela i przybliżył twarz do okna. Darlene nie mogła go zobaczyć z miejsca w którym stała, chyba, że zaczęłaby podskakiwać i nienaturalnie wykrzywiać głowę w stronę jego gabinetu.
   Dziewczyna miała narzucony na głowę koc i próbowała przedrzeć się w stronę huśtawki. Kiedy w końcu tam dotarła, zrzuciła z siebie koc i wróciwszy po swoich śladach, weszła do domu. Po kilku chwilach oczekiwania, znów wyszła, niosąc tym razem przedłużacz, kilka płyt gramofonowych oraz adapter. Charles pokiwał głową i wypuścił z ust trochę dymu. Pierwsze wrażenie zaciekawienia minęło, więc mężczyzna na powrót usadowił się w fotelu. Została mu tylko nadzieja, że wśród kompaktów nie znalazł się "Sierżant Pieprz" oraz to, że ten rok znów przyniesie ze sobą wspomnienie lata '68.
~*~
   Było gorąco. Aż nazbyt gorąco. Darlene siedziała na fioletowym kocu i wpatrywała się w zardzewiałą huśtawkę na której ustawiła adapter. Nastawiła Buddy Holly'ego i spojrzała na jego twarz, która została utrwalona na okładce. Rozmarzone oczy, okulary w grubej oprawie... 
   Dziewczyna rozejrzała się dyskretnie i spojrzała za siebie, na swój nowy dom. Przyjrzała się wszystkim oknom i upewniwszy się, że nikt jej nie widzi, wyciągnęła z kieszeni szortów papierosa. Zapaliła zapałkę, a w następnej chwili zaciągnęła się. Oparła głowę na dłoniach i skupiła się na dymie sączącym się z jej ust. 
   Nauczyła się palić dla Tony'ego. Przystojnego, wysportowanego chłopaka z obozu w Ohio. Rude włosy, brązowe oczy... dla takiego warto umierać. Zacząć palić, pasjonować się fotografią i zostać demokratką. Wszystko to dla durnia, który zapomina o dziewczynie w tydzień po przyjeździe do domu. 
   By pozbyć się natarczywego wspomnienia, sięgnęła po aparat i przyjrzała się obłoczkom dymu, które nadal leniwie płynęły nad jej głową. Zrobiła zdjęcie i nakręciła kliszę. Już miała zrobić kolejne, gdy usłyszała kobiecy śmiech tuż po prawej. Szybko zgasiła papierosa i odganiając od siebie zapach nikotyny, powoli zbliżyła się do źródła dźwięku. 
   Okazało się, że tuż za wielką trawę sięgającą Darlene do szyi, znajdował się drewniany płot, a za nim jak się pewnie domyślasz był dom z podjazdem. 
   Abbey znów usłyszała perlisty, słodki i dość nerwowy śmiech. 
- Eric! Pomóż mi z przekąskami - głos należał do niskiej kobiety z szerokim uśmiechem. Ubrana była w pasiaste spodnie i bladoniebieski sweterek z brązową broszką. Zwracała się do dwójki dzieciaków opartych o przód zgniłozielonego vista cruisera. Do rudej dziewczyny i niezwykle chudego, czarnowłosego chłopaka. - Ale one ważą ze dwa funty... Donna, pomożesz mi z przekąskami? - kobieta znów się zaśmiała, a w następnej chwili weszła do domu wraz z rudowłosą dziewczyną.
   - Już dawno umiem unieść dwa funty... - mruknął pod nosem czarnowłosy chłopak i pokręcił głową. To, że wygląda na chuderlaka, nie oznacza, że nim jest, tak? No, może miałby problem z trzy funtowym, ale kto by to udźwignął? Oprócz Donny... i jego matki, no i ojca... No, dobra. Kelso i Hyde, też by dali radę...
   Nagle chłopak poczuł dziwny słodko-cierpki zapach. Spojrzał w stronę nowego sąsiedztwa i właśnie wtedy zauważył Darlene. 
   Ta niska, brązowowłosa dziewczyna, miała w sobie coś ze spłoszonej sarny. Uśmiechnęła się niepewnie, skinęła głową i odwróciła wzrok.
- Siema - mruknął, a ona na powrót skupiła na nim wzrok. Wydawało jej się, że chłopaka może zdmuchnąć pierwszy podmuch wiatru. - Eric Foreman, najlepsza partia w mieście według naszej uczelni.
- Jesteś tam jedynym chłopakiem? - wyrwało jej się mimowolnie. Eric zaśmiał się i podał jej dłoń. Dziewczyna ujęła ją i przedstawiła się.
   - Eric! Nawet nie wiesz co mi się przytrafiło! - nagle Darlene usłyszała głos, którego miała nadzieję, nie słyszeć już nigdy. Obok nich pojawił się Fes w jeansowych dzwonach i różowej koszuli polo. - Takie słodkości, takie sło... witaj dziewczyno o której nie miałem zamiaru teraz mówić - przywitał się z nią chłopak i uśmiechnął się przymilnie. - Ciasteczko? - zaoferował potrząsając kolejną, brązową torbą tuż przed jej nosem. Znów pokręciła przecząco głową.
- Ja nic nie dostanę - stwierdził Eric i włożył dłonie do kieszeni.
- Zasłużyłeś? W moim kraju byłbyś moim lokajem i chodziłbyś po drzewach zrywając dla mnie banany... - mruknął Fes, robiąc sobie co drugie słowo przerwę na kolejny gryz czekoladowej muffiny. 
- Skąd jesteś? - zapytała Darlene. Nie była pewna, choć mogła przypuszczać, że z takim akcentem mógł pochodzić z Meksyku bądź Indii. A może to Honduras? Hiszpania? Już sama nie miała pojęcia. 
- Przed chwilą powiedziałem...
- W cale, że nie - zaprzeczyła dziewczyna, ale on już skupił się na swojej brązowej torbie. Dziewczyna patrzyła jak jego twarz wykrzywia się w niemym bólu, jak jego palce chorobliwie szukają choćby okruszków po ciasteczkach. 
   - Kretyni! Który z was nakruszył na podjeździe?! - dziewczyna usłyszała kolejny męski głos. Tuż za Foremanem i Fesem stał starszy, łysiejący mężczyzna o twarzy zaznaczonej zmarszczkami. Jego usta wykrzywione były w geście ironicznej złości. - Któremu trzeba nakopać znów do tyłka? Chmm? Jeżeli to ten Obcokrajowiec to niech bierze swoje małpy i zmiata do kraju. Nie po to walczyłem w Korei, bym teraz miał brudny podjazd...
- Cześć tato! - krzyknął Eric, nawet nie patrząc na ojca, który widząc go pokręcił głową i wszedł do domu. - Reda już poznałaś. 
- Uroczy z niego człowiek, taki szarmancki - westchnął Fes i spojrzał Darlene prosto w oczy - Jestem jeszcze lepszy, więc gdybyś chciała....
- Przestań - uprzedził lojalnie Foreman, ale tamten machnął na niego ręką.
- Szepnąć swojej mamie o mnie słówko, to wiedz, że ja jestem tuż za płotem - poruszył znacząco brwiami, a dziewczyna zaśmiała się. Uwierz mi drogi Czytelniku, był to śmiech czysto histeryczny, ponieważ panna Abbey zdawała sobie sprawę, że Obcokrajowiec nie żartuję.